niedziela, 13 stycznia 2013

sztafeta

No jestem, jestem.
Żyję.
... ledwo co wprawdzie ale jednak.

A było tak :
Najpierw przywlekł choróbsko mąż, który jak to na prawdziwego mężczyznę przystało chorował z godnością, użalając się ile wlezie.
Potem złapał pierwszy dzieć.
A że pierwszy dzieć jest czymś w rodzaju terminatora jeśli o choroby chodzi, to przebieg choroby był taki, że 2 razy na dzień kichnął ( o dokładnie kichnęła ).
Rozwijając przy okazji temat odporności Pusi, to muszę przyznać, że nigdy jeszcze nie spotkałam a nawet nie słyszałam o takim dziecku, które w ogóle nie choruje.
Jeszcze całkiem niedawno przy okazji szczepienia pytała mnie co właściwie robi się u lekarza. No bo niby skąd miałaby wiedzieć, skoro ostatnio była tam pewnie jeszcze jako nieświadomy maluch.
No więc jeśli już Pusia coś załapie to wygląda to tak, że kichnie 1-2 razy dziennie i jest to cały stan objawowo-chorobowy.
Ze mną niestety było już trochę gorzej. Byłam trzecia w naszej rodzinnej sztafecie chorobowej.
No i miałam najbardziej przehuśtane ze wszystkich. Katary, kaszle, gorączki do 39 stopni, bóle kości i tym podobne przyjemności.
Odleżałam swoje. Skromnie, bo skromnie 2 dni tylko, ale wystarczyło bo jestem prawie jak nowa nie licząc nosa szorstkiego jak tarka od ciągłego wycierania.
Na koniec podałam dalej do Wika, który na szczęście odchorował swoje bardzo szybko i niekłopotliwie, dysponując bardzo skromniutkim w porównaniu do mojego zestawem objawów.


No i tym sposobem sztafetę możemy uznać za zakończoną.

Taką bynajmniej mam nadzieję. 

14 komentarzy:

  1. no proszę wy grypka a u mnie była od Sylwestra 6-cio dniowa jelitówka ale na szczęście ponoć do nikogo nie podałam dalej ;]

    Żądam częstszych wpisów na blogu !!!!!! z Nowym Rokiem proszę to sobie uznać za postanowienie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie czytałam, że miałaś fajnego sylwestra jelitowo-żołądkowego.

    Odnośnie żądania. Miło mi żeś tak spragniona mej grafomanii :))) Hymmm, postaram się, choć od razu mówię, że nie podciągam tego pod postanowienie noworoczne, bo wiesz, że ich nie robię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale Was wzięło, jejku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedobitki ( ja między innymi ) jeszcze prychają kichają

      Usuń
  4. mnie na razie odpukać choróbska się nie imają

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny są w ogóle jakieś 100 razy silniejsze i odporniejsze. Alina u lekarza była ostatnio na bilansie dwulatka i w całej swej karierze opuściła 4 dni w przedszkolu, a z Heniusiem odbywam regularne wizyty do przychodni bo ciągle "coś". Ma to swoje plusy - u niej z powodu byle kataru umierałam na zawał, a Heń mnie tak zahartował, że już nawet zapalenie płuc przyjęłam spokojnie i z godnością:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie też tak było, że Wik na początku dość często chorował ale teraz już trochę się uodpornił, więc i Heń na pewno niedługo z tego wyrośnie

      Usuń
  6. U was tez choroba? Noooo mam nadzieję, że blogowo sztafety nie można podać :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie :) ale i tak można ją złapać w każdym innym publicznym miejscu

      Usuń
  7. No mam nadzieję, że już Ci lepiej, a jak lepiej, to w ramach tego, że ostatnio coś rzadko się tu udzielasz - zapraszam Cię do zabawy u mnie na blogu :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już do Ciebie zmierzam zobaczyć co to za zabawa

      Usuń
  8. Jak sie później okazało, to jednak Wik - wycierpiał swoje najbardziej. Przytulam go mocno!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak , właśnie zabieram się za opisanie tego, bo mam potrzebę wyrzucenia z siebie tych silnych emocji

      Usuń