Pytanie retoryczne, bo chyba znam odpowiedź.
Zwlekam już niemożliwie, robiąc kilka podejść do tego heroicznego wyczynu jakim jest odrzucenie kołdry i wytoczenie się z łóżka.
I na nic mój zaawansowany technologicznie i logistycznie system budzący.
System ten składa się z 2 budzików w 2 telefonach.
Budzik nr 1 ( w telefonie służbowym ) dzwoni o 5 : 13 i uwaga - nie włączam w nim drzemki, tylko po prostu śpię dalej do godziny 5: 31 kiedy to zadzwoni budzik numer 2 ( w tel prywatnym). I w tym momencie muszę się bardzo mocno skupić aby wybrać właściwy przycisk ( nie wyłącz, tylko drzemka 10 minut ).
I tak jeszcze ze 2 - 3 takie drzemki i w końcu następuje moment heroicznego czynu - wyjście z łóżka.
Kiedyś czytałam, że Japończycy wymyślili budzik, który wyłączyć można tylko w jeden sposób.
Otóż w takim dzwoniącym budziku wyświetla się proste zadanie matematyczne, które trzeba zrobić aby przestało dzwonić.
Nie nie dla mnie takie wynalazki. Jak wiadomo "proste" to pojęcie względne. A już zwłaszcza jeśli odnosi się do zadania matematycznego.
I gdybym to ja chciała takowy budzik posiadać, to ten numer mógłby przejść tylko pod warunkiem, że zadania matematyczne dotyczyły by programu I półrocza klasy I ( w II półroczu krasnale mogą już liczyć do 20 więc odpada ).
Gdyby teoretycznie pojawiło mi się zadanie typu :
Ale do czegoż zmierzam opisując najpierw mój skomplikowany system budzący a potem japoński wynalazek. Ano do tego, że dziś prawie miałam takie coś, z tym , że nie z zadaniem matematycznym tylko logicznym.
A było tak :
Poranek, ciemno jak w ...(iadomym miejscu :), dzwoni budzik. Mój umysł wybudza się ze snu i każe wyłączyć telefon służbowy - wiadomo I element systemu wybudzającego. Sięgam po omacku do nocnego stolika, ale telefonów tam nie ma. O żesz, trzeba wstać i poszukać źródła dźwięku. Na szczęście znajduję go bardzo szybko, to torebka. Wyciągam więc z niej telefon prywatny, ale całkowicie go ignoruję, przecież on nie może dzwonić, mam zakodowane jak pies Pawłowa, że on dzwoni drugi. Szukam więc pierwszego telefonu, który wyraźnie dzwoni w tej cholernej torebce. Przeszukuję wszystkie kieszonki i nic, schodzę z tą torebką na dół, bo zaraz obudzi całą rodzinę. Obracam torebkę do góry dnem i wysypuję całą zawartość na podłogę. Wypadają różne ciekawe rzeczy ..... ale nie ma wśród nich dzwoniącego ( wymiennie z drącego mordę ) telefonu. Drugi, który ma zadzwonić dopiero za jakieś kilkanaście minut cały czas trzymam, ale on jest teraz nieważny. Wysypałam wszystko z torebki, nic w niej już nie ma a dźwięk budzika wyraźnie dobiega z torebki.
Zaczynam się dobierać do podszewki. Jestem gotowa już ją rozpruć i zastanawiam się czym się do niej dobrać, kiedy to nagle doznaję olśnienia. W zwojach mózgowych coś jakby drgnęło ....
Dzwoni budzik numer 2, który cały czas trzymałam i zupełnie ignorowałam, pierwszego nie nastawiłam w ogóle i leży gdzieś na półce. Co ciekawe, mają zupełnie inny dźwięk, więc mogłam chociażby po tym zorientować się dużo wcześniej.
Traumatyczne doświadczenie, polegające na tym, że byłam w stanie wygryźć zębami podszewkę w torebce, żeby tylko uciszyć budzik, obudziło mnie na tyle skutecznie, że tego dnia nie wróciłam już do łóżka na kolejne 2 drzemki.
Czyli idea wybudzania zadaniem matematycznym, tudzież logicznym jest jednak bardzo dobra :)