środa, 17 października 2012

O kobieto małej wiary !

Biję się w pierś !


Odszczekuję wszystko co powiedziałam !

Oczywiście nie w kwestii afery dachowej tylko w kwestii poziomu gry naszej reprezentacji.

Oglądałam z rumieńcem. Piszczałam i krzyczałam w języku angielskim słowo "tak".

I zdążyłam się już drugi raz w tym tygodniu zakochać :

w niedzielę w Felixie Baumgartnerze  ( jak zdjął ten kask to najpierw pomyślałam, Boże jaki on przystojny, ....  a potem się zakochałam ).

A dziś w Ludoviku Obraniaku.

Okiem kibicki

Zrażona porażką naszej drużyny na Euro nie zamierzałam oglądać wczorajszego meczu.
Bynajmniej nie od deski do deski.

Ale jednak ten "mecz" szybko przyciągnął mnie przed telewizor.

Patrzyłam z niedowierzaniem i szybko uznałam, że to co widzę jest nawet lepsze niż mecz.
Mecz to mecz, wiadomo, 22 chłopaków biega za piłką, cóż może się wydarzyć ? Wiadomo, jedni wygrają ( wiadomo z góry którzy ) drudzy przegrają ( jeszcze bardziej wiadomo ).
A tu ta nieprzewidywalność, te emocje, te komentarze, i pytanie co dalej. Jednym słowem, że tak polecę Włodkiem Szpakowskim "PROSZĘ PAŃSTWA CO ZA SPOTKANIE !"

Nie będę pisała tego co krzyczą dziś wszystkie nagłówki czyli  "porażka", "kompromitacja", "wstyd", "takie rzeczy tylko w Polsce".

Popatrzyłam na to całkiem inaczej : już raz w meczu Polska - Anglia przeszliśmy do historii.

Wczoraj przeszliśmy do niej drugi raz !

... gdyby nie padało, gdyby zamknięto ten nieszczęsny dach, to by się nie stało, bo porażka przeszłaby bez echa. A czy ktoś jeszcze ma złudzenia, że do tej historii moglibyśmy przejść jeszcze raz wygrywając wczoraj spektakularnie mecz z Anglikami ?


PS. Satyrycznym okiem, tak w krzywym zwierciadle może popatrzeć na to tylko ten, kto oglądał to przed telewizorem. Ale bardzo współczuję kibicom ( a znam osobiście jednego ) którzy przejechali kilkaset kilometrów po to żeby zobaczyć to spotkanie, potem bardzo długo czekali w niepewności, aż w końcu usłyszeli "sorry, przyjdźcie jutro o 17".

czwartek, 11 października 2012

Mańka

Jako, że zwykłam pisać o zupełnie nieistotnych bzdurach, dziś będzie post o Mańce.
Chociaż właściwie Mańka nie jest nieistotną bzdurą. Mańka jest myszą i jak powtarzam każdego dnia (od jakiegoś tygodnia ) Mańka to nie jest taka zwykła mysz !

A z Mańką było tak .....

Oniegdyś ( dokładnie tydzień temu ) moja koleżanka z pracy właśnie zamierzała skonsumować swoją resztkę czekolady z poprzednio dnia, wyjęła więc z pudełka ostatnią kostkę i zasępiła się nad nią nieznacznie :
- Monika czy to taka dziwna kostka jest czy mamy tu mysz ?
Wzdrygnęłam się trochę na słowo mysz ( jeszcze do niedawna nie byłam zbyt wielką entuzjastką gryzoni, żeby nie powiedzieć, że bałam się ich i brzydziłam jak niczego innego na świecie ) rzuciłam oko na rzeczoną kostkę, osądzając szybko fachowym okiem czekoladoholika :
- no coś ty, coś Ci się w tej kostce po prostu wyłamało, jedz śmiało
Jednak koleżanka nie dawała za wygraną i zaczęła robić dokładniejsze oględziny, a po chwili z nieskrywanym entuzjazmem zawoła :
- Mamy zwierzaczka !
Pudełko po czekoladzie było wyraźnie wygryzione.

Wzdrygnęłam się, tym razem już nie nieznacznie tylko straszliwie. Wizja myszy która może się czaić w każdym zakamarku mnie poraziła.

No tak koledzy często zostawiali otwarte drzwi na zewnątrz, więc myszka postanowiła skorzystać z zaproszenia.
Kierownik szybko stwierdził że trzeba ją złapać ( tudzież zabić ) i przeszliśmy nad tym do porządku dziennego.
Minął jakiś czas kiedy z pokoju kierownika zaczął dochodzić lekko zniewieściało brzmiące wołanie :
Krzysiek, Krzysiek szybko choć tu mysz siedzi w mojej torbie. Zrób coś z nią !
Kiedy kierownik siedział przy komputerze, 20 cm od niego nasza zuchwała mysz weszła do jego torby i jakby nigdy nic zabrała się za kanapkę.
I wtedy właśnie zrozumiałam, że to nie jest taka zwykła mysz !
Mańka, bo taka ksywa szybko do niej przylgnęła jeszcze wiele razy tego tygodnia dała się poznać od bardzo niezwyczajnej strony. Jej zuchwalstwo i spryt przeszło już niemal do historii firmy.
Widziało ją już wiele osób w bardzo różnych miejscach ale nikomu nie udało się jej złapać.
Męska część firmy chce oczywiście Mańkę złapać i zabić, jednak żeńska część postanowiła walczyć o mańkowe prawo do życia. Nie pozwolimy Mańki zabić. Ba, my ją nawet karmimy. Codziennie  coś jej zostawiamy na talerzyku ( tak, ma już swój talerzyk ) i każdego ranka talerzyk jest pusty.

Mańka ciągle mnie jeszcze trochę przeraża, ale z drugiej strony darzę ją ogromną sympatią. Cieszę się jednak, że Mańka chyba nie potrafi chodzić po schodach i raczej nigdy do mnie na górę nie zajdzie . Mańka jest fajna ... ale na odległość, jak grasuje u dziewczyn na dole.
Fakt faktem, że 30 razy dziennie myję ręce w obawie, że wszystko czego dotknę może być omańkowane, w sensie, że Mańka po tym przeszła.

.... jednak obecność Mańki bardzo ożywiła nasze smutne i ponure jesienne dni :)))