poniedziałek, 30 lipca 2012

Klub Dobrego Obywatela


Pusia wróciła dzisiaj od koleżanki i oznajmiła z przejęciem :

P : Założyłyśmy z Julką Klub Dobrego Obywatela. Ja zostałam prezeską.
M : Ale czym się ten klub zajmuje ?
P : Ogólnie wszystkim
M : Czyli czym np ?
P : Np. będziemy starać się żeby ludzie nie zużywali za dużo energii
M : A jak to będzie w praktyce wyglądało ?
P : Normalnie. Będziemy chodzić po domach. tzn. rowerami i będziemy sprawdzać czy ktoś nie zużywa za dużo energii
M: Będziecie chodzić rowerami i jak już znajdą się tacy którzy zużywają za dużo energii to wtedy co ? 
P : Najpierw pouczymy a jak nic to nie da to zgłosimy do gminy !

 Następnie usiadła przed komputerem, otworzyła Worda i zaczęła pisać coś co wygląda mi na statut.
Cytuję w oryginale ortograficznym, stylistycznym, gramatycznym, składniowym,  i wielkościowym czcionki :

"
Klub   dobrego  obwatela                                                                      
Polega  na tym ze pomagamy   sportowi  się  rozwinonic       
Na  rowerze   co  do   energi energia                                                                                            
Lugie zapiczoł się do  naszego   klubu
Znaczki  jutro 1 znaczek  za jeden  czyn !         
Imprezy czlonkoskie   co tydzen    spotkania      gozina  6      
Fszystkie    sprawy   załatwiamy razem
Na   komputerach        zatrudniam  ludi         tyle      



          
  To co, chce się ktoś zapiczać ?                            

piątek, 27 lipca 2012

Kasia Tusk trzydzieści plus

Tak sobie myślę, że najpopularniejsza blogerka w Polsce to ma jednak dobrze.

W zasadzie nie musi się silić na oryginalność, błyskotliwe żarty, ciekawe tematy, jakieś tam wydumane opinie.

Po prostu kupuje kilka modnych ciuchów, maluje paznokcie pastelowym lub neonowym lakierem ( już się pogubiłam który obecnie jest na topie ) i trzaska sobie małą sesyjkę w plenerze.

A, że w tych trendy ciuchach i neonowych / wymiennie z / pastelowymi lakierach wygląda zawsze prima sort, a fotki wychodzące z jej obiektywu też są niczego sobie to i tak zawsze z tego wyjdzie fajny post.


No i właśnie w szczycie sezonu ogórkowego zapragnęłam być jak Kasia T. i w przypływie nudy trzasnęłam sobie fotkę moim nogom i paznokciom :







*

A co ? że nie mogłabym być taką Kasią T. 30 + ?


Nurtuje mnie tylko jedno pytanie :

 czy Kasia też czuje się tak idiotycznie jak ja, fotografując buty i paznokcie, a potem je publikując ???

* Uprzedzając pytania : żółte paznokcie w różowe kropki w stylu świrnięta Ciotka Klotka to tak tylko w rzadkim przypływie nudy. Zwykle nie stosuje takich odważnych zestawień :)

sobota, 21 lipca 2012

Cyrk

Kolejny wypełniony po brzegi tydzień, w którym nie miałam ani chwili by napisać choćby kilka słów.
Małżonek powrócił z dzikiego kraju i od kilku dni snuje opowieści o fatalnych drogach, kiepskim jedzeniu, straganach z suszonymi rybami przy drodze i braku papieru toaletowego w hotelu.
A więc powrócił pełen wrażeń i w ten wtorek jedzie tam znowu na kolejne 2 tygodnie. Chyba znowu nie słuchałam ponieważ myślałam, że ten drugi wyjazd jest dopiero w sierpniu.
Tym razem wytężyłam uwagę tak mocno jak tylko mogłam i zakodowałam sobie w głowie datę wyjazdu i powrotu.
No i mamy tydzień, sielankowy jak to zwykle po rozstaniach tydzień który już dobiega końca.
Zaplanowaliśmy sobie na weekend różne atrakcje typu wyjazd nad wodę, grill itp. ale niestety pogoda pokrzyżował nam plany, tak więc od rana fruwam na miotle, tudzież odkurzaczu i w ramach szeroko pojętej rozrywki sprzątam dom.
A propos rozrywek, wczoraj bylismy w cyrku.
Szczerze powiedziawszy nie za bardzo chciało mi się tam iść, z powodu obaw, że wynudzę się jak mops ale ostatecznie pojechaliśmy, głównie dlatego, że nasze dzieci nigdy nie były w cyrku.
No i cóż się okazało. Nie wynudziłam się ani trochę, program był ciekawy i wciągający, a kiedy widziałam otwartą ze zdziwienia buźkę Wiktora, to pomyślałam : kurcze , dlaczego nigdy wcześniej nie zabraliśmy ich do cyrku. Wiktora znudził jedynie pokaz wielbłądów, zebr i lamy, które skomentował :
"tylko tak biegają i biegają w kółko jakby im się siku chciało". Fakt, nic więc prócz biegania w kółko te zwierzaki nie zaprezentowały.
Największe wrażenie na mnie i na Wiktorku zrobiły lwy. Wiki patrzył z otwartą buzią, bo o ile mi wiadomo pierwszy raz widział lwy na żywo, a ja patrzyłam na nie z natłokiem filozoficznych myśli typu :  Co one sobie o tym wszystkim teraz myślą, że my wszyscy wkoło kim jesteśmy ? A miny mają jakby sobie myślały : Helooooł ! Co ja tu robię ? Zamiast zapierdzielać teraz po sawannie za jakąś młodą antylopą, robię z siebie błazna przeskakując z podestu na podest.
Potem z kolei odczułam silną fascynację zawodem tresera lwów.
Jakże by to było cudownie móc sobie wpisać do CV zawód : treser lwów w latach ....
Na koniec dnia robiąc kolację wyznałam rodzinie, że gdybym mogła urodzić się jeszcze raz to dążyłabym z całych sił do tego, żeby być treserką lwów. Na co Pusia odrzekła :
Mamo, nic straconego, zawsze możesz jeszcze nią być !
Fakt, cóż stoi na przeszkodzie :)
O ile mnie i Wika zafascynowały lwy i treserzy lwów, tak dla odmiany Ojca D. i Pusię zafascynowała ziejąca ogniem, poskramiaczka węży. Powody dla których ich zafascynowała były zgoła rożne. Pusia podziwiała jej odwagę, Ojcu D. jak 99,9 % tatusiów na widowni owa poskramiaczka w długich butach i kusym, skórzanym stroju musiała skojarzyć się dość jednoznacznie.
Puśka w przerwie przejechała się jeszcze na lekko śmierdzącym wielbłądzie. Wikuś chciał na lwie, ale takich przejażdżek niestety nie udostępniono.

Koniec końców wszyscy wyszli bardzo zadowoleni.

Tak więc moi mili jeśli będziecie mieli okazję, odwiedźcie cyrk. Może i w dzisiejszych czasach jest to już lekko archaiczna rozrywka ale całkiem niezła jak się okazuje.

PS. ....i nie był to bynajmniej post sponsorowany.

niedziela, 15 lipca 2012

Sezon ogórkowy

Jakież było moje zdziwienie kiedy dzwoniąc do małożownia ostatnio dowiedziałam się, że wraca już w ten wtorek.
W ten ? Myślałam, że w przyszły.
Pewnie jak zwykle go nie słuchałam kiedy mówił na ile wyjeżdża.
Zawsze wystarcza mi uwagi tylko na moment zadawania pytania, z wysłuchaniem odpowiedzi jest już gorzej.

Tak, koniecznie muszę wziąć udział w jakimś plebiscycie na Żonę Roku, czy coś takiego.
Mam duże szanse na zgarnięcie tego tytułu :)

Kiedy dzwoniłam do męża w tle słyszałam, głos dogadującego kolegi : "uprzedź, uprzedź, żeby zdążyła wywalić kochanka z łóżka".

Kochanka niestety lub raczej stety nie posiadam na stanie ale do sypialni ( pod nieobecność samca Alfa ) sprowadziło mi się potomstwo. Sztuk 2.
I śpimy sobie teraz tak ala "śledzie w puszce".
Tak wiem, Super Niani by się to nie spodobało.
Za coś takiego to wiadomo co grozi - karny jeżyk.

Cóż tam jeszcze w naszym małym stadku działo się pod nieobecność Samca Alfa.

Ano, właściwie nic ciekawego, nuda  i  jeszcze raz nuda.
Sezon ogórkowy w pełni.

Najgorzej przehuśtane to mają dzieci, którym nikt już od dobrych kilku dni nie kupuje niezdrowych chipsów, kolorowej gumy do żucia i zmiennej coca-coli w puszce. Nikt nie wyskakuje z lodami przed samym obiadem, nikt nie włączy japońskich kreskówek, naszpikowanych przemocą.
Biedactwa ! Nie jest im teraz łatwo !

Byle do wtorku ....

I żona się ucieszy i  dzieci i lodówce będzie lżej.
Bo ileż można jeść jedną małą krakowską suchą ?
Od 10 dni ją męczę i jestem dopiero w połowie.

Jakoś tak strasznie mało jem jako samotna samica Beta.
Czy to samotność czy te upały tak źle działają na moje łaknienie ?

sobota, 7 lipca 2012

Słomiana wdowa to ja

Znowu.
Jak niemal każdego lata staję się nią na krótki czas.

Ale nawet lubię ten stan, pod warunkiem, że nie trawa zbyt długo.
Zawsze to można się za sobą stęsknić. Zatęsknić za widokiem porzuconych na schodach skarpet, rozwieszonych na drzwiach spodni. Napisać jakiegoś czułego smsa, a nie tylko "kup ziemniaki, kurczaka, chleb i proszek do prania".
Rozstania mają swoje uroki.

Tym razem mój małżowin wyjechał na 2 tygodnie tu :

Zdjęcia. źródło oczywiście net.

Oglądając te fotki trochę mi smutno, że nas tam z nim nie będzie. Trochę nawet zazdroszczę, choć to u mnie uczucie dość rzadkie i mało intensywne.
Fakt faktem nie jest to dla niego tak do końca wypoczynek tylko praca. Ale nie oszukujmy się, kto by nie chciał popracować w tych odcieniach błękitu i turkusu.
I może udało by nam się pojechać cała rodziną ale z racji tego, że mam teraz bardzo dużo pracy nie mam póki co szans na tak długi urlop jak 2 tygodnie.
Pozostaje mi obejrzenie fotek w internecie ........... zawsze to jakaś alternatywa wakacji :)))


Na koniec zagadka.

Kto zgadnie co to za miejsce ?

***

Bardzo kiepsko idzie Wam to zgadywanie, dlatego dodaje podpowiedź : wschód.
I jeszcze jedno foto.


środa, 4 lipca 2012

O tym i o owym

To może, żeby oczywistych oczywistości stało się zadość zacznę narzekaniem na upały.
... że gorąco, że to już jakieś przegięcie, że wytrzymać się w prost nie da, że u koleżanki w samochodzie wczoraj termometr pokazał 40 stopni C, więc przejażdżka była bardzo ekstremalnym doświadczeniem.
To tyle tytułem narzekań.
Chwalić niebiosa za klimatyzację, którą na szczęście mam w pracy i ustawiam na 19 stopni + wiatr.
Fakt faktem, że ciągle mnie boli od tego gardło, ale już lepsze to bolące gardło od tych okropnych upałów.

***
Poważnie zastanawiam się nad zgłoszeniem mojego wczorajszego rekordu do Księgi Rekordów Guinnessa.
Otóż pierwszy raz nie zadzwonił mi budzik i właśnie w momencie kiedy to moja koleżanka z pracy oznajmiała mi, że wszyscy nasi szefowie wysłali maila z informacją o urlopie usłyszałam z zupełnie niewiadomego źródła znajomy głos :

"Monika, jest za trzynaście siódma, nie wstajesz do pracy ?"

Jak myślicie ile rzeczy można zrobić w 13 minut ?
Ano dużo bardzo dużo. Można wstać, umyć się szybko, ubrać,  UMYĆ WŁOSY !!!, wysuszyć je i ułożyć, zrobić sobie śniadanie do pracy, zrobić makijaż, porwać torebkę i wybiec z domu.

No fakt faktem, że makijaż i fryzura trochę pozostawiały do życzenia ale czyż nie jest to spektakularny wyczyn ?

***

Cóż poza tym.
Ano wreszcie wakacje. Niby nic specjalnego, bo przecież już nie chodzę do szkoły i nie wyczekuję ich z wytęsknieniem. Ale też mnie cieszy ich nadejście.
Choć najbardziej zapewne ucieszyła się babcia, na której barkach spoczywało wysyłanie wnuczki do szkoły. Wysyłanie to sprowadzało się do wybudzenia, wydania posiłku, uczesania, przypilnowania, żeby się dziecko porządnie ubrało.

Niby proste.
Ale w praktyce niestety już takim nie było :

Budzenie było często "zdzieraniem" z łóżka. Po kilku próbach "po dobroci" pojawiały się w końcu groźby karalne.

Wydanie posiłku może pomińmy, bo to jakby temat na dłuższą rozprawę.

Ubieranie - dość prosta czynność. Zwłaszcza, że wieczorem wszystko przygotowywałam w uzgodnieniu z samą zainteresowaną, która grzecznie i ładnie przytakiwała "tak, oczywiście może być".
Ale jak wiadomo kobieta zmienną jest, więc jeśli coś podobało jej się wieczorem, to przecież nie oznacza, ze będzie podobało się też rano ! No  a rano zaczynała się jazda, że nie to co mama przygotowała tylko jakieś dziwaczne zestawienia, oczywiście nieprzystosowane do aktualnej pogody.

Fryzura - 6 latka na szczęście lub na nieszczęście z reguły jeszcze nie potrafi się sama dobrze uczesać, zdana jest więc na łaskę i niełaskę osób trzecich. Więc prosta rzecz siadasz i robisz jej albo dwa warkocze albo jeden, opcjonalnie kucyki.
Gorzej jak ta 6 latka zaczyna ci wiercić dziurę w brzuchu żebyś zrobiła jej jeden kucyk, jeden warkocz i na grzywce takie zakręcone coś. I wiadomo, że znowu chryja pewna, bo żadna ze stron nie chce odpuścić.
Czyli zwieńczeniem tego jakże miłego poranka w 7 na 10 przypadków było jak sądzę wydarcie się na ukochaną wnusię :)

Czyli cudowne poranki babcia ma na 2 miesiące z głowy i ma teraz coś znacznie lepszego


...........  czyli ukochaną, zupełnie niekłopotliwą wnusię prawie na pełny zegar :)

Bywają chwile, że macierzyństwo, ( jak się mówi na bycie dziadkami - dziadostwo ???? :))) ) jest cudowne  :))))